Włochy
Arezzo
W połowie drogi między Perugią a Florencją – Arezzo. Miasto przywarte do wzgórza z kamienną czapą cytadeli. Tu urodził się syn florenckiego uchodźcy, Petrarka, który po latach odkrył ojczyznę wygnańców – filozofię, a także Aretino, „którego język ranił żyjących i zmarłych i tylko o Bogu nie mówił źle, tłumacząc się tym, że go nie zna”.
Kościół Świętego Franciszka jest ciemny i surowy. Trzeba przejść przez całą ogromną sień mroku, aby dotrzeć do chóru i jednego z największych cudów malarstwa wszystkich czasów. Cykl czternastu fresków, Legendę Krzyża, malował Piero między 1452 a 1466, a zatem w okresie swej pełnej dojrzałości.
Piero della Francesca [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962
Asyż
Miasta włoskie różnią się między sobą kolorem. Asyż jest różowy, jeśli to banalne słowo może oddać ton lekko czerwonego piaskowca.
Il Duomo [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962
Borgo San Sepolcro
Szczęśliwym trafem Piero nie urodził się ani we Florencji, ani w Rzymie, ale w malutkim Borgo San Sepolcro. Z dala od tumultów historii, wśród cichych pól i łagodnych drzew. Mistrz często i chętnie powracał ze świata do rodzinnego miasta, piastował miejskie urzędy i tu właśnie umarł.
Piero della Francesca [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962
Ferrara
[...]
a teraz widzę jasno
obłoki nad Ferrarą
białe
podłużne
bez żagli
prawie nieruchome
suną wolno
lecz pewnie
ku nieznanym
wybrzeżom
to w nich
a nie w gwiazdach
rozstrzyga się los
Obłoki nad Ferrarą [w:] Rovigo
Wrocław 1992
Monterchi
Myślałem, że można sobie darować Monterchi, malutką miejscowość położoną o dwadzieścia pięć kilometrów od Arezzo – taki kamienny stawek zarośnięty rzęsą błękitu i cyprysów. Zachęcił mnie jednak list od przyjaciela. [...] Dla chłopów z Monterchi namalował Piero to, co przez wieki będzie wzruszającym sekretem wszystkich matek. Dwa anioły po boku energicznym ruchem odsłaniają draperie jak kurtynę.
Piero della Francesca [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962
Neapol
Próbowałem przekonać go o artystycznych walorach ciszy. Daremnie. Są przecież estetyki oparte na hałasie. [...] Tylko dwa miejsca, w których było względnie cicho, to Muzeum Capodimonte i winda w Albergo Fiore. Muzeum położone jest na górze w rozległym parku. Szum miasta dochodzi tu jak głos starej płyty. [...] Winda w Albergo Fiore także była dziełem sztuki. Obszerna jak mieszczański pokój, z wymyślnymi złoceniami i lustrem. Kanapa obita, oczywiście, czerwonym pluszem. Szedł ten salon do góry wolniutko, wzdychając po drodze za XIX wiekiem.
U Dorów [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962
Orvieto
Jestem tak jak kazałeś w Orvieto. Zgadza się wszystko: trawa na placu i katedra, którą obchodzę z wszystkich stron i zupełnie nie mogę sobie dać z nią rady.
Z. Herbert, C. Miłosz, Korespondencja
Warszawa 2006
Kiedy wysiada się z pociągu na niewielkiej stacji między Rzymem a Florencją, miasta nie widać, znajduje się kilkadziesiąt metrów w górze i zakryte jest prostopadłą wulkaniczną skałą jak niegotowa rzeźba workowym płótnem.
Funicolare (takie, jakim jedzie się na Gubałówkę) wyrzuca pasażerów koło Porta Rocca. Do katedry idzie się jeszcze kilometr, bo to, co najważniejsze w tym mieście, ukryte jest w samym środku i ukazuje się nagle. [...]
Uliczki są jak strumienie górskie, mają ostry nurt i otwierają nieprzewidziane perspektywy. Z placu Il Duomo spływa się zakosem do Quartiere Vecchio. Przeraźliwa cisza południa. Rolety opuszczone, miasto śpi, domy też, pod tynkiem unosi się i opada zwolniony oddech kamieni. Pod bramą dwa czarne krzesła, jak trumny oparte u stolarza pod ścianą. Ulice są puste, tylko na murkach śpią koty. Dotknięte ręką otwierają oczy, w których – jak na zatrzymanych zegarkach – zapisane jest nieruchomo południe wąską wskazówką źrenicy.
Il Duomo [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962
Paestum
Paestum to nie Syrakuzy, ale zawszeć Wielka Grecja. Bez żalu pozbyłem się perspektywy zwiedzania Lazurowej Groty. Capri, „tę wyspę kochanków” znałem dokładnie z uroczej przedwojennej piosenki i nie chciałem psuć wrażeń konfrontacją ideału z rzeczywistością. Okazało się, że do Paestum warto pielgrzymować nawet piechotą. [...]
Pierwsze wrażenie bliskie jest rozczarowaniu: świątynie greckie są mniejsze, ściśle mówiąc, niższe, niż się spodziewałem. Te, które mam przed oczyma, stoją co prawda na równinie płaskiej jak stół, pod ogromnym niebem, które jeszcze bardziej je spłaszcza. Jest to dość wyjątkowa sytuacja topograficzna, gdyż większość sakralnych budowli greckich wznoszono na wyżynach. Brały one w siebie linie górskiego pejzażu, który je uskrzydlał.
W Paestum, gdzie zawiodła moc przyrody, można studiować Dorów chłodno i bez egzaltacji. Tak jak należy traktować ten najbardziej męski ze wszystkich stylów architektury. Jest surowy jak dzieje jego twórców przybyłych z północy. Krępy, przysadzisty i, chciałoby się powiedzieć, atletyczny, godny epoki herosów, uganiający z maczugą za dzikim zwierzem. Zwłaszcza rysunek kolumny ma wyrazistą muskulaturę. Pod ciężarem architrawu rozłożysty kapitel nabrzmiały jest od wysiłku.
U Dorów [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962
Padwa
O życiu Altichiera mało wiadomo, a główne jego dzieło znajduje się w jednym miejscu w Padwie w bazylice Św. Antoniego i położonym nieopodal oratorium Św. Jerzego. [...] W okropnej, jak święty cyrk, Bazylice Św. Antoniego w Padwie, jedyną kaplicę, która skłania do kontemplacji, zdobią właśnie freski Altichiera, przedstawiające Ukrzyżowanie.
Altichiero [w:] „Węzeł gordyjski” oraz inne pisma rozproszone 1948–1998
Warszawa 2001
Perugia
W zielono-złotym umbryjskim pejzażu leży to posępne miasto, najbardziej chyba mroczne z miast włoskich, do dziś jeszcze skute murami. Jest zawieszone na wysokiej skale nad Tybrem i porównywano je do ręki olbrzyma. Miasto etruskie, rzymskie i gotyckie, napiętnowane historią okrutną i gwałtowną. Symbolizuje ją Palazzo dei Priori, potężny budynek o metalowych ozdobach i ścianie wygiętej jak sztaba w ogniu. Za placem, który zajmują dziś wytworne hotele, a przedtem stał tam zburzony pałac Baglionich, rozpoczyna się fantastyczny labirynt uliczek, schodów, pasaży, podziemi – architektoniczny odpowiednik niespokojnego ducha mieszkańców.
Piero della Francesca [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962
Piza
Kiedy myślę o synopiach, myślę o Pizie i jej placu Cudów – wspaniałym zespole romańskiej architektury sakralnej, wyłaniającym się z gęstej trawy białego Baptysterium, Katedry i Pochyłej Wieży oraz Campo Santo – zamkniętego dziedzińca, na którym wysypano ziemię świętą z Golgoty przywiezioną tutaj w czasie wypraw krzyżowych – aby zmarli bliżej mieli do raju. Po lewej stronie, jeśli stanąć twarzą do Katedry, znajduje się jedyne na świecie muzeum synopii. U jego początków legło dramatyczne wydarzenie z okresu ostatniej wojny.
Synopie [w:] „Węzeł gordyjski” oraz inne pisma rozproszone 1948–1998
Warszawa 2001
Rawenna
Patrząc na tę mozaikę zastanawiałem się czy nie lepsza gwałtowna śmierć w ogniu od wolnego spalania się na rusztach czasu. Ale tego się nie wybiera. Więc złożyłem w Twoim imieniu kwiatki na grobie Dantego (próbuję czytać teraz w mękach i rozkoszy – Boską Komedię).
Z. Herbert, C. Miłosz, Korespondencja
Warszawa 2006
Rovigo
Rovigo nie odznaczało się niczym szczególnym było
arcydziełem przeciętności proste ulice nieładne domy
tylko przed albo za miastem (zależnie od ruchu pociągu)
wyrastała nagle z równiny góra – przecięta czerwonym kamieniołomem
podobna do świątecznej szynki obłożonej jarmużem
poza tym nic co by bawiło smuciło zastanawiało oko
A przecież było to miasto z krwi i kamienia – takie jak inne
miasto w którym ktoś wczoraj umarł ktoś oszalał
ktoś całą noc beznadziejnie kaszlał
W ASYŚCIE JAKICH DZWONÓW ZJAWIASZ SIĘ ROVIGO
[...]
Rovigo [w:] Rovigo
Wrocław 1992
Rzym
Jestem oto w Rzymie mój adres ZH Roma Eur viale dell’Umanesimo 307/5. [...]
Smażę się w nieludzkim upale, przeklinam muzea, łuki tryumfalne i katakumby, ale wiem, że gdy wrócę do Warszawy do mojego Muranowa gdzie są tylko budki z porterem i smutek będę oglądał kartki, sprawdzać plany i to będzie moja druga szczęśliwa podróż (ucieczka).
Z. Herbert, C. Miłosz, Korespondencja
Warszawa 2006
Pierwsze swoje kroki skierowałem na Forum. Była noc, więc Forum było zamknięte. Patrzyłem tedy z Kapitolu na łuki, resztki portyków, kamienie zjadane przez czas. Obraz był widmowy. W zimnym świetle reflektorów to centrum starożytnego świata było wielką szacowną rupieciarnią, dnem, eschatologią cywilizacji, ostatecznym kształtem wszelkiej dumy i potęgi. Odcięte od nocy było jak fotografia, a więc nierzeczywiste; otoczone lawą asfaltu, po którym toczyły się ze zgiełkiem i hukiem świetliste pojazdy. Nie było wątpliwości, kto wygra ten pojedynek.
Na drugi dzień poszedłem zwiedzać Forum metodycznie w pełnym świetle słońca. To, że nie czułem się zagubiony wśród kamieni, jest zasługą mego profesora łaciny. Wspominam o tym z wdzięcznością. Ale jednocześnie prześladowała mnie myśl, że nie należy szukać Rzymu w Rzymie, że nie tutaj przemówi do mnie wielkość tej cywilizacji.
Lekcja łaciny [w:] Labirynt nad morzem
Warszawa 2000
Siena
Z okien mego pokoju w hoteliku Pod Trzema Dziewuszkami (Tre Donzelle) widok na Sienę ogranicza się do ciemnych oficyn, kota na parapecie i świeżo wywieszonej galerii bielizny. Wychodzę na miasto wcześnie, aby przekonać się, czy rację miał Suarez, który napisał, że rankiem Siena pachnie bukszpanem. Niestety. Pachnie ekskrementami samochodów. Szkoda, że nie ma konserwatorów woni. Cóż by to była za przyjemność w Sienie, najbardziej średniowiecznym mieście włoskim, przechadzać się w chmurze Trecenta. [...]
Siena jest miastem trudnym. Słusznie porównywano ją do tworów przyrody – meduzy albo gwiazdy. Plan ulic nie ma nic wspólnego z „nowoczesną” monotonią i tyranią kąta prostego.
Plac ratuszowy (jeśli tak można postponować siedzibę rządu), zwany Il Campo, ma kształt organiczny – przypomina wklęsłą stronę muszli. Jest to na pewno jeden z najpiękniejszych placów na świecie, niepodobny do żadnego innego i dlatego trudny do opisania. Otaczają go półkolem pałace i domy, a czerwień starych cegieł ma kolor zbladłej purpury. Ratusz składa się z trzech doskonale zharmonizowanych brył, przy czym część środkowa jest o piętro wyższa. Jest surowy i sprawiałby wrażenie twierdzy, gdyby nie bardzo muzyczny rytm gotyckich okien z dwiema białymi kolumienkami. Wieża jest wysoka, biała na szczycie jak kwiat, tak że wokół niej niebo nabiega błękitną krwią. Kiedy słońce jest za ratuszem na Piazza del Mercato, po Il Campo przesuwa się ogromny cień jak wskazówka zegara. Wieżę nazywa się poufale Mangia, od imienia średniowiecznego dzwonnika, którego potem zastąpił dzwonnik mechaniczny. Z jej szczytu można patrzeć na miasto okiem jaskółki i historyka. [...]
Katedra stoi na najwyżej położonym placu. Jest jak wzniesiony w górę biało-czarny herb miasta i jak śpiew, który wzlatuje i spada kaskadą rzeźb, lazurowych łuków i złotych gwiazd. Po lewej stronie piękna wieża – oparta o powietrze włócznia anioła. [...]
Plac po lewej stronie katedry nazwano imieniem Jacopo della Quercia. Jest to właściwie nie skończona część katedry, której stropem jest niebo. [...]
Przez nie dokończoną nawę, krytą błękitem, schodzę w ruchliwą via di Città. Ulice w Sienie są wąskie i bez chodników, a pewien kronikarz z niewątpliwą przesadą pisał, że jeźdźcy zawadzają ostrogami o mury. Moje nieustanne zdumienie wywoływały lawirujące wśród tej ciasnoty autobusy, przed którymi mury zdają się rozstępować.
Jeśli w Sienie może być coś brzydkiego, to chyba tylko Piazza Matteotti, nieforemny, rażąco nowoczesny w tym dostojnie średniowiecznym mieście, anonimowy jak okalające go banki, duży hotel ze stajnią samochodów, i wielka kawiarnia pod kolorową markizą. [...]
Tylko takie miasta są coś warte, w których można się zgubić. W Sienie można zginąć jak szpilka w stogu siana. Na via Galuzza domy spotykają się łukami, idzie się jak po dnie wąwozu; pachnie kamieniem, kotami i średniowieczem.
W gęstym cieniu wąskich uliczek via Banchi di Sopra, via di Città, wśród domów o kolorze przydymionej cegły co krok spotyka się pałace. Słowo to, kojarzące się zwykle z gipsowymi girlandami, kolumienkami i kamiennymi bąbelkami, mało ma wspólnego z sieneńską architekturą cywilną. Domy seniorów, surowe i bez ozdób, robią wrażenie fortec w środku miasta i bez żadnych komentarzy historycznych pozwalają się domyślić, czym była społeczna pozycja potężnych rodzin – Salimbeni, Piccolomini, Saracini. [...]
Pinakoteka znajduje się w pałacu Buonsignori i chociaż znawcy twierdzą, że najlepszego Sassettę można zobaczyć w Waszyngtonie, kompletny przegląd malarstwa sieneńskiego jest właśnie tutaj.
Siena [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962
Spoleto
Jestem oto we Włoszech to znaczy na kolanach przy źródle. Jest tu nieprzytomnie pięknie i chodzę cały spuchnięty ze szczęścia. Mieszkam w Spoleto małym umbryjskim miasteczku gdzie odbywa się Festiwal. Wino płynie szeroko pomieszane z muzyką i niebieskim winnic dymem.
Z. Herbert, C. Miłosz, Korespondencja
Warszawa 2006
Syrakuzy
Jestem na Sycylii, teraz siedzę w małej tratorii w Syrakuzach nad Morzem Jońskim i właśnie wschodzi księżyc chudy i czerwony, wieje chłodny wiatr i jest dobrze (1/2 litra wina). Zwiedzam pilnie [...]. Zwiedziłem Palermo, Monreale, Cefalu, Ennę, Syrakuzy. Czeka mnie jeszcze Taormina.
Herbert i „Kochane Zwierzątka”
Warszawa 2006
Volterra
Największe wrażenie zrobiła na mnie Volterra zimne, ciemne i wietrzne miasto, wśród łysych pagórków z ogromnym szpitalem wariatów i takimże więzieniem. Nocą łaziłem po trattoriach a w dzień po grobach.
Z. Herbert, C. Miłosz, Korespondencja
Warszawa 2006
Tarkwinia
Pagórki kamiennych grobowców dokładnie zarosłe trawą. W królestwie pinii, świerszczy i cyprysów, płytko pod ziemią utrwalone na ścianach uczty, polowania, balet. Najgłębiej w pamięci zapisują się rzeźby nagrobne. Mężczyzna oparty na łokciu, z uniesioną głową, okryty draperią, która odsłania jego tors, jakby wieczność była długą, gorącą nocą letnią.
O Etruskach [w:] Labirynt nad morzem
Warszawa 2000
Urbino
Ktoś porównał Urbino do wielkiej damy siedzącej na czarnym tronie, okrytej zielonym płaszczem. Owa dama to pałac dominujący nad małym miastem, tak jak nad jego historią dominowali właściciele pałacu, książęta Montefeltro.
Piero della Francesca [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962